poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Domek z kartonu, czyli - mamuś a wydziergasz mi domek?

Moje dziecko od małego miało tłumaczone, że nie ma rzeczy niemożliwych. Choć Jego zapędy inżynierskie często wprawiają mnie w osłupienie, staram się jak mogę dokonywać tych wymarzonych niemożliwości.

Oczywiście domku nie wydziergałam. Ale zrobiłam co w mojej mocy.

Miałam duży choć wąski karton po lodówce. Stelaż "niby wieszak" niczym szpitalne parawany, z IKEA. Kilka kocyków. Wydziergałam patchworkowy dywanik. Odkurzyłam jeden nigdy nie wykończony kocyk pasiak. Na "ścianie" powiesiłam najstarszy afghan mojego syna. Dorobiłam na szydełku "girlandę" z kulek według przepisu Lucy. Do środka wstawiłam wąski słupek półkę na CD. No i choinkowe lampki dopełniły dzieła. Jest okienko z otwieranymi okiennicami a w nim firanka (plakietki uwieszone na firance to postacie z bajki Fineasz I Ferb).

Czego na zdjęciu nie widać, to dzwoneczki przytroczone do koca, który robi za drzwi wejściowe.

Kiedy stęsknione dziecko wróciło po dwóch tygodniach wakacji i zobaczyło niespodziankę, zaniemówiło. Co zdarza się wybitnie rzadko w Jego przypadku.

Nie jest to szczyt luksusu, trzeba jeszcze wykończyć. Dorobić poszewki na stare, powyciągane z kazamatów poduchy, ale już jest nieźle. Grunt, że Pacholę zachwycone. No i oczywiście jeszcze przez chwilę będę najlepszą mamusią na całym świecie.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz