niedziela, 10 czerwca 2012

Długi weekend na wsi

Co Wam będę opowiadać, pokażę Wam.
Śniadanie z chlebem własnego wypieku by Zelmer 

Za długo było dobrze. Kuchnia przeszła mały lifting i pozbyłam się praktycznego, acz brzydkiego stołu. Teraz mamy drewniany kwadrat (dar od miejskich sąsiadów) i kawałek materiały, krzywo uciętego w IKEA. Romantyczny nastrój wymogła na nas awaria oświetlenia głównego w kuchni (wyjątkowo pechowy) plus granatowe chmury na niebie. Kuchnię mamy niestety ciemną.

Plenerowy plac zabaw. Pudełka to oczywiście wielopoziomowe garaże. Kamienie to kolekcja mojego dziecka, pieczołowicie składowana na jednym ze stopni schodów wejściowych. Takich stopni mamy dwa.Niebawem trzeba będzie dorobić trzeci, bo pasja jakoś Młodemu nie przechodzi.

 Śniadanie następnego dnia zdominowała rozmowa pt: "jaki chlebek by tu teraz upiec ... "
Pacholę obmyśliło sobie kocyk. Tu jego zalążek. Na zdjęciu widać też zaaranżowaną naprędce "kapę". Tego mebla kiedyś się pozbędziemy z pokoju, bo jest praktyczny tylko przy pełnym rozłożeniu. Siedzieć się na nim nie da.
 Powłoczkę na poduszkę zrobiłam wieki temu. Aż dziw bierze, że wreszcie znalazła swój dom. Normalnie służy jako ogrzewacz pośladków na moim krześle.
 BIG BANG BAG - robiłam jej zdjęcia w kilkunastu opcjach. Żadna jednak nie wydaje się oddawać jej naturalnych kolorów. Wszystko ok, ale żółty nie jest aż tak jaskrawy. Robal jakich pełno na wsi. Przysiadł dosłownie na chwilę.
 BIG BANG BAG w cieniu śliwki, czyli na roboczym stanowisku Dzierganego. Leżak, cień, taboret jako stolik. Się żyję.
 Bo koń ma na imię Baśka* i źle znosi samotność. Pastwisko dzieli z krowami. Wieloma. Podchodzą do mojej siatki i przyglądają się dzierganym. Pląsawisko gałęzi, to mój przyszły opał. Niech no ja tylko kupię siekierę, to zrobię z tym porządek.
* Zainteresowanych historią Baśki, która była Jagodą, odsyłam na Facebook'a.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz